PAMIĘTAJ MNIE:
1 / 2 lewo
Guardian
4
Pobierz:
Dodany: 2008-06-25
Artykuł: Guardian

proste założenia
ciągle coś się dzieje
przyjemna oprawa, klimat
może (acz nie musi) czasem zdenerwować
INFORMACJE
Gatunek: Zręcznościowe
Licencja: shareware
Data wydania: 2006
Pobrań: 681
Producent: Rabidlab
Wymagania sprzętowe:
CPU 500 MHz, 64MB RAM, 20 MB na HDD (+ połączenie z Internetem do rejestracji)
Dodatkowe opcje:
Rekordy online
Język: Angielska wersja językowa Angielski
INNE Z TEMATU

 

Dodge That Anvil!

Dodge That Anvil! Dodge That Anvil! Dodge That Anvil!
OCEŃ
„Ile razy to już było?” - ile razy to już czytaliście? Ile razy sami tak pomyśleliście? Czasem wydawałoby się, że w dzisiejszych czasach wymyślenie czegoś oryginalnego graniczy z cudem. Cóż, wielokrotnie udowadnia się nam, że to błędne rozumowanie. A najciekawsze jest to, że... to już było. Tylko w innej formie.

 O czym mowa? O spadających kowadłach. Kto widział kiedyś te bardziej „zakręcone” kreskówki z amerykańskich wytwórni, ten wie, jak szalony to motyw. Problem w tym, że tam było to sporadyczne, jednostkowe. Taka „wisienka na torcie”. A jak jest tutaj? Króliki z Eastwarren mają nie lada problem. Nie dość, że muszą się ukrywać przed ludźmi, to jeszcze ostatnimi czasy nie mogą żyć spokojnie nawet tam, gdzie oko ludzkie nigdy nie sięgało. Ni z gruchy, ni z pietruchy, a może raczej – ni z sałaty, ni z marchewy, z nieba zaczęły się sypać kowadła. Co gorsza, przez te niecodzienne (a od tej pory – codzienne) opady zbiór plonów okazał się o tyle trudny, co niemożliwy z przyczyn kadrowych. Zbieracze woleli nie ryzykować życia – i nie dziwota. Jako że rosnące na polach marchewki to jedyne źródło pożywienia dla królików, równie szybko wyrosła potrzeba rozwiązania problemu. Szybko powołano jednostkę badawczą, mającą na celu – jakże by inaczej – zbadanie istoty problemu. Obok sztabu naukowców i inżynierów, potrzebny był ochotnik, który ryzykując życie wyruszałby na pola i zbierał to, co na nich rośnie.

 Jak bardzo łatwo się domyśleć, tym ochotnikiem będzie nasz mały bohater. Pierwsze zadania będą łatwe, bo i pola nie będą zbyt wielkie. Obok typowych metalowych obiektów, z nieba będą spadać też... piłki plażowe. Z ich pomocą nasza baza strzela do kowadeł skutecznie redukując stężenie żelaza w powietrzu. Potem te gumowe piłki spadają na ziemię nie robiąc nam żadnej krzywdy. A gdyby kogoś zastanawiało, jak tak delikatne przedmioty są w stanie zmienić trajektorię lotu masywnego kowadła – sojusznicy katapultują także inne, czyli drewniane skrzynki... Gdy te spadną, mogą nam co prawda zrobić krzywdę, ale także mają w sobie jakiś cenny przedmiot, który pomoże nam w zadaniu. Nie, to nie jest wszystko – z czasem będziecie mieli wrażenie, że samo niebo wali się na głowę... I nie będzie to zbyt pesymistyczne podejście. Wzrośnie ilość i jakość – a wszystko to, aby utrudnić nam życie. Względnie zabrać nam kilka, ale tych wirtualnych raczej. No, chyba że ktoś zbyt nerwowy...

 A co takiego czai się we wspomnianych pojemnikach? Znajdziemy tam, podobnie jak w sklepach prowadzonych przez krety (tam jednak trzeba za nie płacić... rzodkiewkami), pancerze dające nam „ostatnią szansę”, magnesy przyciągające wyrwane z ziemi warzywa oraz parę przedmiotów użytkowych – parasolki, dynamity i zegarki. Wiecie jak się łowi ryby w wojsku, prawda? To wszystko razem sprawia, że Dodge That Anvil! to bardzo zakręcona gra. Nie dość, że brakuje tu już tylko spadających różowych słoni, to jeszcze można szybować, zatrzymywać czas, a także robić parę innych dziwnych rzeczy... A wszystko to przedstawione tak, jakby to nie było nic nadzwyczajnego. I przyznać trzeba, że to tak naprawdę nie jest nic dziwnego... Ale fakt pozostaje faktem, że klimat tu jest specyficzny. Czujemy się jak w kreskówce... Z wyłączeniem nieśmiertelności ich bohaterów rzecz jasna. Co jest najważniejsze w kreskówce? Dobra zabawa. I to właśnie się przekłada na ową grę. Tylko problem pozostaje tego rodzaju, że niekiedy ilość (i częstotliwość) zgonów może przyprawić kogoś o niepotrzebny stres. Są niby trzy poziomy trudności, ale to zawsze się jakoś dziwnie komponuje z całą resztą... Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że nie każdy rodzaj kowadła jest inaczej zaznaczony na liczniku – i może się nagle okazać, że to coś „bardzo poważnego” spada nam na głowę i nie ma już czasu na unik. Szczerze mówiąc... trudno się mówi.

 A czemu, zapytacie? Dodge That Anvil! wpisuje się do pewnej charakterystycznej grupy gier. Istotne są dwa elementy. Po pierwsze, ginąć tu można częściej niż można to sobie wyobrazić. Ale z drugiej strony, większość przeszkód można stosunkowo łatwo ominąć. Druga sprawa, to ilość żyć. Początkowa piątka może się wydawać mała – ale przy odrobinie zaparcia można bardzo szybko dorobić się dziesiątek, nawet przekroczyć setkę. Jak łatwo zauważyć, dla umiejętnych graczy Dodge That Anvil! staje się dużo łatwiejsza – i robi się z niej spacerek. Natomiast słabsi będą mieli kilka dodatkowych szans – które mogą łatwo zaprzepaścić i będą musieli zaczynać od nowa, aż w końcu wspomnianych umiejętności nabiorą. Całe szczęście, że jest to proces dość prosty. Przynajmniej na poziomie do normalnego włącznie... Nie wspominając już o ukrytym trybie, gdzie od samego początku jesteśmy atakowani przez wszystkie rodzaje „niespodzianek” - a zaczynamy od zera z pieniędzmi i życiami.

 Obok niezaprzeczalnej oryginalności pomysłu i różnych humorystycznych smaczków (zobaczcie sobie, jak w intrze została zilustrowana „zaawansowana technologia”...), Dodge That Anvil! wyróżnia się z tłumu przyjemną oprawą. O ile muzyki tu w zasadzie nie uświadczymy – bo jest bardzo cicha i przez większą część gry słychać jedynie efekty dźwiękowe (przyzwoite, nie denerwują), to grafika wybija się na plus. Tak, jest kanciasta. Tak, gdzieniegdzie widać „schodki”. Ale nie o to chodzi. Jak już napisałem, całość utrzymana jest w konwencji kreskówki – a to pociąga za sobą pewne uproszczenia. Co następuje – kwadratowe wzniesienia nie przeszkadzają, a wita się je jak wszytko inne w tym świecie. A, jeszcze jedno. Główny bohater jest dwuwymiarowy. Tak, to plus – został narysowany bardzo porządnie i patrzenie na niego przez cały czas nie powoduje niekontrolowanych odruchów. Tak na marginesie, to wszystko umożliwiło nawet zrobienie dema w technologii flash.

 Gdy przychodzi do wypowiedzenia werdyktu, trzeba przyznać jedno. Początkowo grając w Dodge That Anvil! miałem niekiedy wrażenie, że to jakieś bardzo dobry freeware. Gra wydała mi się prosta i mało skomplikowana – w tym dobrym znaczeniu. Szybko jednak uświadomiłem sobie, że tutaj wszytko to występuje na masową skalę – i co najważniejsze, pokonując coraz to nowe plansze nie czujemy się znudzeni. Dodge That Anvil! ma klasę, którą może pokazać jeśli da się jej szansę. A jest ona tego warta, nie dajcie się zwieść. Prosta, a wciągająca – i taka, w której można się wykazać. Trzeba mówić więcej? Polecić ją mogę każdemu – oprócz ludzi lubiących wartką akcję i nie lubiących żyć w ciągłym stresie. Jakby nie patrzeć – tu chodzi o unikanie, nie rozwałkę. Co kto woli. Ja mimo wszystko zachęcam do przekonania się na własnej skórze, jak to jest być króliczkiem unikającym kowadeł. Niecodzienne doświadczenie, nie ma co...

Może Ci się spodobają

Soul Jar VS Online Gish
KOMENTARZE

Wynik działania (3 + 0):

Regulamin
Gość:
skorotrzeba..
+0
2013-10-26 15:46:39
hehe jak zobaczyłem reckę tej gry przypomnial mi sie pierwszy trójwymiarowy gex:) a dokł, 1 planszA:P
Gość
+0
2009-09-26 11:00:14
extara gram w nią ciągle
Gość
+0
2009-09-26 10:57:59
Super
Gość
+0
2009-09-26 10:57:34
Moiemu dziecku się podoba

1