Czeka cię niedługo przykry obowiązek zwany miesiącem miodowym? Oj, niedobrze… Ale zanim to nastąpi uprzykrzyj jeden naszej parce – Jenny i Robertowi – w kolejnej grze w niezwykle wykorzystywanym przez twórców gier shareware gatunku „znajdź i kliknij”.

 O co chodzi (a są tacy, co się nie domyślają?)? Na statycznym obrazku widzimy porozrzucane w najdziwniejszych miejscach przedmioty oraz listę, na której widnieją wszystkie te, które musimy znaleźć (czyt. kliknąć myszką). Brzmi banalnie, prawda? No, ale tylko z pozoru. Czas nagli, a niektóre rzeczy są naprawdę tak wkomponowane w kolorowe tło, że często jedyną metodą na ich odnalezienie jest czynność, którą nazwałem „szaleńczym rushem myszki” (czyli klikanie na oślep) lub skorzystanie z pomocy Kupidyna, który swoją strzałą wskaże nam losowy przedmiot. Na początku wspomniałem coś o psuciu miesiąca miodowego. A jak! Jeśli nie lubisz naszej parki to możesz to okazać, gdyż autorzy dali nam pewną możliwość wpłynięcia na opowiadaną historię, i mimo że konsekwencji swojego wyboru nigdy nie możesz być pewien, to chociaż zawsze idzie się mniej lub więcej domyślić (no bo co dobrego może wróżyć napotkany na drodze wściekły pies?). Warto dodać, że po znalezieniu wymaganej liczby przedmiotów odblokowuje się nam mini-gra – znane na całym świecie Memory. Dream Day Honeymoon ma jeszcze jedną niezaprzeczalną zaletę – niezłą oprawę AV. Chociaż fajerwerków – wiadomo – się spodziewać nie można, to powiedzmy, że tytuł ten może być alternatywą dla tych, których nie stać na wypoczynek w tropikalnym żarze na Haiti. ;) Ładnie narysowane tła oraz sympatyczna muzyka „made by ukulele lub pochodne” z pewnością nie podrażni nam zmysłów.

 Ciężko ocenić Dream Day Honeymoon. Z jednej strony to dopracowany i grywalny produkt, a z drugiej kolejna wersja tego maksymalnie eksploatowanego ostatnimi czasy schematu. Jeśli jednak jeszcze go nie znasz to najpierw zapytam „jakim cudem?”, a później polecę zapoznać się właśnie z Dream Day Honeymoon.